Bridget_Bee
Gotowa na wszystko Bridget
Dołączył: 12 Cze 2006
Posty: 1636
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z krainy wiecznego lenistwa.
|
Wysłany: Czw 20:55, 09 Sie 2007 Temat postu: Moje takie tam. |
|
|
Cóż, ja też piszę. Na blogach, o.
Tutaj : [link widoczny dla zalogowanych]
tu: [link widoczny dla zalogowanych]
tutaj również : [link widoczny dla zalogowanych]
To może wstawię prolog z future... tak na rozgrzewkę, aby pokazać Wam mniej więcej w jakim stylu pisuję.
Wszelakie opinie mile widziane (;
- Chciałam zabić swoją siostrę – powiedziała, patrząc na swe odbicie w zwierciadle. Dokładnie zlustrował ją wzrokiem; znów miała na sobie tę czarną, gdzieniegdzie wyblakłą już sukienkę, przypominającą mu ich pierwsze spotkanie. Nie wiedział, czy chciała w nim wzbudzić jakieś specjalne uczucia, czy też wdziewała owe ubranie zupełnie przypadkowo. Za chwilę pomaluje swe usta czerwoną pomadką, poprosi go o to, aby podał jej nylonowe rajstopy i wyjdzie, uprzednio przesyłając mu całusa na pożegnanie. Wszystko, co robiła, było ciągłym schematem, nigdy go jeszcze nie zaskoczyła. Stanął więc nieopodal i pustym wzrokiem badał powierzchnię podłogi, pokornie czekając na jej rozkazy. – Już miałam pchnąć ją nożem od tyłu, gdy przypomniały mi się słowa mojej nauczycielki od historii. Mówiła, że zaatakowanie kogoś od tyłu jest niehonorowe, wiesz, Ricardo? – Wyjęła z trzymanej w lewej ręce torebki karminową szminkę i jednokrotnie przejechała nią po miękkich wargach. – Powiedz, dlaczego mam takie pragnienia? Czyżbym była bestią, a nie człowiekiem? – Rzuciła mu krótkie spojrzenie zza wytuszowanych rzęs i skinęła ręką na leżące nieopodal opakowanie. – Przy okazji, rzuć mi te rajstopy.
Wygładził brzeg jasnoniebieskiej koszuli i zagwizdał z wyraźną dezaprobatą. Była tak beznadziejnie przewidywalna. Jak gdyby huczący na dworze wiatr wywiał z niej niegdyś całą tajemnicę, a pozostawił li i tylko zdolność do powtarzania tych samych czynności. Dlaczego więc – pytał sam siebie – tak bardzo pragnął jej obecności? Czyżby się od niej uzależnił? Może ten schemat, w który go wciągnęła, był tym, czego potrzebował? Schylił się nieco po lśniący materiał i włożył jej do ręki upragnione rajstopy.
- Dziękuję – rzuciła obojętnie i ponownie spojrzała na lustro. Wysoka, jasnowłosa kobieta z cynicznym uśmieszkiem na krwistoczerwonych wargach wydawała się być zadowolona z siebie. Zwichrzyła włosy, uzyskując tym samym bardziej naturalny efekt i ruszyła w kierunku drzwi, uprzednio składając usta w dzióbek i przesłała mu szybkiego całusa. Dokładnie tak, jak przewidywał. – Dobranoc, Ricardo – szepnęła i szybkim ruchem otworzyła drzwi. – Idę... i już nie wrócę.
~*~
Pamiętał zapach jej włosów, szczypta młodzieńczego, delikatnego potu i aromat z szamponu rumiankowego, który namiętnie stosowała, a wszystkie inne tego typu specyfiki omijała szerokim łukiem. Jej pukle okalały owalną twarz, niczym jakaś złocista poświata. Lubił jej usta, każde, inaczej smakujące zagłębienie w tych pełnych wargach; tutaj świeże truskawki z gorzkawym wykończeniem, gdzie indziej słodkie, dojrzałe maliny. Nawet jej oczy były oryginalne, te malutkie bąbelki w niebieskich tęczówkach czyniły je odmiennymi od reszty zwyczajnych, ludzkich oczu. O wiele większą przyjemność sprawiało mu delektowanie się każdym kawałeczkiem jej ciała z osobna niźli chłonięcie jej całej, tak od razu.
W przypływach złości nazywał ją „ Panną Beznadziejną”, przeklinał w duchu i łudził się, że szybko zapomni o latach z nią spędzonych. Nic z tego; była jak blizna na lewym kolanie, którą nabył podczas przejażdżki rowerowej dziesięć lat temu. Dręczyło go to, iż nigdy nie była mu obojętna, zawsze żywił do niej jakieś uczucia, nieważne czy negatywne, czy też pozytywne.
Lubił na nią patrzeć; ten widok, zapierający mu dech w piersi, jej obraz stworzony przez dwoje dorosłych ludzi, których zwiemy rodzicami.
Kochał ją dotykać; jego palce błądzące po jej bladym ciele, poznające mapę jej świata, sprawiające ból i radość, zależało od nastroju.
Denerwowała go, gdy wciąż prosiła o to samo; wyuczone zachowania, ta sama rola, powtarzana dzień w dzień.
Nienawidził jej, gdy przesłała mu całusa po raz ostatni, trzasnęła drzwiami, jak gdyby nigdy nic i wyjechała, uwalniając go od swej męczącej osoby.
- Cholerna egoistka! – krzyczał wtedy do polakierowanego drewna, za którym zniknęła. Pamiętał, że stłukł wówczas butelkę jej perfum, stojącą wcześniej na pralce w jego łazience, a potem, niczym obłąkaniec jął wąchać powoli wypełniającą pomieszczenie woń i kaleczył się odłamkami kolorowego szkła. Bo w tych szczątkach wciąż przebywała cząstka jej duszy, zamknięty kawałek osobowości, który mieszał z własną krwią, aby stali się jednością.
Bolało go to, że już nigdy jej nie zobaczy, nie dotknie, nie powącha.
Był tylko zakochanym mężczyzną, który nie potrafił się przyznać do swych uczuć, a co gorsza utracił swą miłość.
Chyba bezpowrotnie.
Post został pochwalony 0 razy
|
|